Można powiedzieć, że w życiu wszystko zaczyna się niewinnie – piękne bądź wzniosłe marzenia, wspaniałe plany i … dość głęboko ukryte lęki. Ludzkie oczekiwania to jeden ze sposobów na poradzenie sobie z nimi. Podobnie niemowlę kieruje swoje oczekiwania w stronę matki domagając się ich zaspokojenia, w rzeczywistości domagając się ukojenia zalewających je lęków. Niektórzy nazwaliby je impulsami, pragnieniami, biologicznymi dogmatami, inni widzą w tym od początku potrzebę więzi i miłości. Podobne oczekiwania istnieją także po drugiej stronie – matka jest pierwszą osobą projektującą swoje oczekiwania wobec dziecka i w dziecko lub przekazuje mu oczekiwania obecne w rodzinie. A także swoje, nierozpoznane i nieoswojone lęki. Zazwyczaj rodzic ma nadzieję, że dziecku będzie się żyło lepiej niż jemu i robi wszystko żeby tak się stało. Jednak czasem zdarza się, że rodzice oczekują iż dziecko wynagrodzi im trudy i cierpienie, że pomoże w dźwiganiu nieopanowanych emocji, że spełni ich niezaspokojone i niezrealizowane ambicje. Tym samym przestają zauważać jego potrzeb, możliwości czy też ograniczeń wynikających z temperamentu, biologii, właściwości psychicznych. Nie podążają za dzieckiem – jak to pięknie nazwali psycholodzy i psychoterapeuci, ale za swoimi wyobrażeniami na temat dziecka. I lękami: że skoro tak się złości to będzie agresywne jak ojciec, a jeżeli wyraźnie się czegoś domaga to będzie dominujące jak dziadek czy babcia, a jeśli wszystkich będzie kochać to nie nauczy się stawiać granic jak ciocia i nikt nie będzie je traktować poważnie. I powoli, z obawy przed „proroctwem”, rodzic zaczyna wymuszać na dziecku inne zachowania niż wynikające z jego możliwości, talentów i potrzeb (wewnętrznych i zewnętrznych). I z czasem zaczyna się go bać, bo nieświadomie spodziewa się odwetu za krzywdy wyrządzone w dobrej przecież wierze. Dlatego powiedzenie, że dobrymi chęciami jest droga do piekła usłana, nie jest zupełnie pozbawione sensu.
Oczekiwanie, że dziecko „zwróci” pokładane w nim nadzieje, pieniądze, siły i czas, tj że po latach będzie można się nim pochwalić, z jego osiągnięć w jakiś sposób korzystać lub żyć jego życiem w sposób dość dosłowny, nie wynika z miłości, ale z poczucia niewykorzystania własnych szans, poczucia przegranej lub co gorsza – że się należy. W południowo słowiańskich krajach istnieje powiedzenie, że z dzieci i tak nie ma pożytku – moim zdaniem obecność takiej myśli między pokoleniami pozwala pogodzić się z tym, że każdy człowiek, także ten najmniejszy ma swoje, wyjątkowe i niepowtarzalne życie, i z czasem powinien nauczyć się brać za nie odpowiedzialność. Prawda jest także taka, że dzieci oddają cały ten włożony w ich rozwój trud swoim dzieciom. Życie rzeczywiście byłoby łatwiejsze gdyby człowiek zdawał sobie sprawę z intencji i emocji zawartych w każdym swoim czynie i postawie, a także gdyby nie bał się prosić o pomoc czy proponować ją innym gdy zajdzie taka potrzeba.
Czasami można spotkać oczekiwanie po stronie dorosłych już dzieci, że rodzic da więcej niż może (pomocy materialnej czy konkretnej, rzeczowej i emocjonalnej), a gdy tego nie robi pojawia się żal i pretensja, że nie kocha. Zdarza się, że rodzic nie może dać więcej niż daje, a także że nie chce dać więcej niż daje – dojrzałość polega na akceptacji obu tych sytuacji i radzeniu sobie z nimi. Bywa, że niektóre konflikty napędzane są lękiem przed konfrontacją z innymi i wstydem, że rodzice mają takie czy inne wykształcenie i pochodzenie. Potrzeby jakie za tym stoją to temat na inne rozważania.
Inne są oczekiwania wśród małżonków. Częstym oczekiwaniem kobiet jest to, że mąż po ślubie się zmieni, że zrozumie ile czasu i sił pochłania zajmowanie się dziećmi i domem, że się domyśli o co jej chodziło, że pomoże, a także „przeciwne” oczekiwanie mężów: że po narodzinach nowego członka w rodzinie i przybywaniu obowiązków niewiele się zmieni, żona pozostanie tą samą beztroska i radosną, skupioną głównie na nim piękną dziewczyną. Z czasem pojawiają się jeszcze inne oczekiwania: jak na przykład to, że w pracy szef nas na pewno doceni, że szybko awansujemy, że będziemy żyć „długo i szczęśliwie”, że czas będzie działał na naszą korzyść, że choroby nas ominą, że się nie zestarzejemy, wdowieństwo nas nie dotknie – można powiedzieć, że nie ma w tym logiki, ale napędzane jest przez lęk przed starością, bezradnością, zależnością i osamotnieniem. Oczekiwania najczęściej pojawiają się wobec innych czy wobec przyszłości, a te najistotniejsze zazwyczaj pozostają nienazwane i czasami stają się nieadekwatne, wychodzą poza rzeczywiste pragnienie i stają się oczekiwaniem względem zachowań drugiego człowieka. Napędzane bez granic przez spychane donikąd emocje, stają się wyrazem zachłanności i potrzeby panowania nad drugim człowiekiem, jego czasem, pragnieniami i talentami. Oczekiwania że zawsze będą się rodzić zdrowe dzieci są naturalne, ale maja charakter marzenia, bo nie biorą pod uwagę logiki i zasad świata fizycznego; gdy pozostają adekwatnym do sytuacji pragnieniem nie narażają na zawód, rozgoryczenie i rozpaczliwe zniechęcenie. Oczekiwanie, że życie będzie dla nas łaskawe, że inni się do nas dopasują, że wynagrodzą krzywdy wyrządzane przez osoby z przeszłości, że będą żyć dla nas, że dzieci nigdy nie dorosną, a jeśli już to nie odejdą, a jeśli nawet to na zasadach rodziców, a nie biopsychospołecznych. Albo nieuświadomione oczekiwanie, że niezależnie od kosztów dziecko poniesie dalej przez życie przez pokolenia przekazywane wartości, bo gdy się im sprzeciwi to jakimś dziwnym trafem one stracą na znaczeniu, a wraz z nimi historia całego rodu.
Oczekiwanie, że życie nas oszczędzi, że uchronimy dzieci przed złem (tym z zewnątrz i tym w nich), że choroby nas nie dotkną to swego rodzaju próba zaczarowania rzeczywistości jak w dzieciństwie: zamykamy oczy i gotowe, marzenia stają się prawdą, przynajmniej na chwilę. Zapominamy, że życie jest piękne, ale też zmienne i pełne zmagań, konfrontacji, a nawet walki, tyle że z samym sobą, z własnymi pragnieniami i oczekiwaniami.
Są też oczekiwania o podłożu traumatycznym jak to, że mimo upływu czasu wciąż można zaspokoić swój głód z dzieciństwa, że nie trzeba dokonywać wyborów i rezygnować z części pragnień i ich realizacji na rzecz innych. Albo takie, że ktoś nas przeprosi lub nam wybaczy, ale te zawsze wiążą się z nadzieją i wymagają czasu, a do tego konieczna jest umiejętność czekania i ćwiczenie się w cierpliwości – by odbudować poczucie wartości i własnej godności, by się pojednać i odbudować więzi.
Możemy podsumować, że nieadekwatne oczekiwania to takie, które mimo warunków czy ich zmiany – tak zewnętrznych jak i wewnętrznych oraz upływu czasu, pozostają niedopasowane do okoliczności, do wewnętrznych predyspozycji, do aktualnych potrzeb własnych bądź bliskich osób. Nie zawierają w sobie komponenty nadziei, są pozbawione myślenia o innych i ich potrzebach (pomijające aspekt współpracy jakkolwiek rozumianej). Oczekiwanie adekwatne natomiast to te, w których pojawia się zgoda na to co przynosi rzeczywistość i wyznaczane przez nią granice – od biologicznych po społeczne. Można oczekiwać, że druga osoba zachowa się adekwatnie do sytuacji tj zgodnie z potrzebami chwili i zasadami współżycia, ale nie można oczekiwać, że zrezygnuje ze swojego życia (potrzeb, planów, a nawet przeżyć i nawyków) na rzecz naszego. Idąc dalej: gdy robimy coś dla kogoś nie spodziewajmy się wdzięczności, ale zastanówmy dla kogo to tak naprawdę robimy (to jeden z głównych dramatów części adopcyjnych rodziców).
Krótko mówiąc, już samo oczekiwanie że ktoś się zmieni zgodnie z naszymi potrzebami może być nieadekwatne przynajmniej z dwóch powodów: bo ten ktoś także ma swoje potrzeby oraz dlatego, że część naszych potrzeb może być nieprzystająca do aktualnych możliwości (własnych i otoczenia).
Zmieniają się warunki, okoliczności, potrzeby wynikające z konkretnych sytuacji, nawet nasz sposób wyrażania i realizowania własnych talentów i zdolności się zmienia, zmieniają się właściwości otoczenia i możliwości psychofizyczne każdego człowieka, a potrzeby i oczekiwania często pozostają takie same. Człowiekowi trudno przychodzi uczenie się na błędach, wyciąganie wniosków z doświadczeń, godzenie się na sytuacje od niego niezależne. Gdy do tego wszystkiego dojdzie „przymus powtarzania” czyli próba wyjścia z twarzą z dawnych traum, to okazuje się, że czas mija, ale niczego w człowieku nie naprawia, nie przemienia, nie oczyszcza. Nie są to właściwe zachowania i postawy, ale wynikają z lęku przed poznaniem samego siebie i przemijaniem.
Każdy powinien żyć w zgodzie ze sobą i duchem czasów, w jakich żyje realizując te wartości, których pojawienie się rozumie w kontekście dostrzeganych wokół potrzeb. Można powiedzieć, że im mniejsze oczekiwania tym szczęśliwszy jest człowiek, a im jest ich więcej lub są o większym natężeniu to wzrasta prawdopodobieństwo ich nieadekwatności. Nieadekwatne oczekiwania niszczą zastany porządek i relacje; są jak cień prześladujący marzenia, jak cierń wnikający w przyszłość. Gdy ów porządek i relacje nam nie odpowiadają to powinniśmy budować swoje, ale nie niszcząc tych zastanych, bo są one wyrazem czyichś potrzeb i możliwości. Dojrzałość polegałaby zatem na podążaniu za tym co przynosi życie w zgodzie z potrzebami i nadzieją, że nasze poczynania naprawdę są dla nas dobre, a nie za wyobrażeniami o nim. W pewnym sensie należy spodziewać się wszystkiego, bo życie jest przewidywalne tylko do pewnego stopnia, w większości pełne jest niespodzianek, a nawet cudów.
Tania Nikiel
O nierealnych oczekiwaniach
Comments are closed.